Tarta z burakami i serem pecorino romano

Kolejny przepis zainspirowany moją najświeższą lekturą kulinarną „Torti dolci e salate”. Tym razem zdecydowałam się na wytrawne ciasto z burakami i serem „pecorino romano”. Jeśli nie macie słonego „pecorino”, to proponuje skorzystać z fety, w tej wersji tarta też jest pyszna. U mnie ten wytrawny wypiek otrzymał najwyższe noty... Cóż, tego nie da się ukryć, przyznaję więc publicznie: jesteśmy wielbicielami buraków:)




Składniki:

· dowolne ciasto na spód
· 250 g sera ricotta
· 200 g sera pecorino romano (można zastąpić fetą)
· 2 ugotowane buraki
· 3 jajka
· 1 mała cebula
· 2-3 łyżki jogurtu naturalnego
· kilka orzechów włoskich
· świeża pietruszka
· sól, pieprz i lubczyk

Tortownicę wyłożyć ciastem na spód. Ricottę wymieszać z jogurtem i jajkami, dodać pecorino pokrojone w kostkę i poszatkowaną pietruszkę. Dodać drobniutko pokrojoną cebulę, wymieszać, doprawić solą, pieprzem i lubczykiem. Buraki pokroić, najlepiej w plastry i ułożyć je na cieście (część buraków można odłożyć do dekoracji tarty). Wlać masę serowo-jajeczną. Wstawić do nagrzanego piekarnika, piec ok. 30 min. w temp. 180-200°C. Przed podaniem na stół posypać tartę orzechami i udekorować kawałkami buraka, pietruszką itp.




Posted in Etichette: | 14 commenti

Gryczany chlebek z mango

Ten przepis wypatrzyłam na blogu Every Cake You Bake już kilka miesięcy temu, ale tak jakoś zawsze się składało, że nie miałam mango w obwodzie... Aż do wczoraj: upolowałam na wyprzedaży nie tylko dwie ładne i praktyczne bluzeczki, ale też kilka dojrzałych, apetycznych owoców mango. Sama nie wiem, co mi sprawiło większą radość, zakupy ubraniowe czy żywieniowe? W każdym razie, jak tylko wróciłam wieczorem do domu, to od razu rzuciłam się do komputera w poszukiwaniu przepisu na słodki chlebek Komarki. Znalazłam, upiekłam, spróbowałam dziś na śniadanie: niebo w gębie! Tak, to zdecydowanie moje smaki...




 Składniki:


· 3 duże jajka
· 2 szklanki mąki (u mnie: 1 szklanka mąki pszennej i 1 szklanka żytniej)
· 3/4 szklanki oleju
· 1/2 szklanki płatków gryczanych (u mnie: mieszanka płatków grycznych i owsianych)
· 1/2 szklanki cukru
· 1 łyżeczka proszku do pieczenia
· 1 łyżeczka sody
· 1,5 łyzeczki mielonego imbiru
· 1 łyżeczka mielonego cynamonu
· 1/4 łyżeczki soli
· 1/2 szklanki cukru brązowego
· 2 owoce mango
· 3/4 szklanki rodzynek
· skórka otarta z połowy limonki lub cytryny


Jajka roztrzepać z olejem. W dużej misce wymieszać składniki suche - mąkę, płatki gryczane, sól cukier biały i brązowy, proszek do pieczenia, sodę i przyprawy. Jajka z olejem wlać do składników suchych i wymieszać wszystko drewanianą łyżką lub gumową szpatułą. Dodać skórkę cytrynową, rodzynki i pokrojone w kostkę mango. Wymieszać (ciasto będzie dość gęste) i przełożyć do wysmarowanej masłem i wysypanej mąką lub płatkami gryczanymi podłużnej, formy keksowej. Piec około godziny i piętnastu minut (do suchego patyczka) w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Jeżeli wierzch za mocno się zrumieni, można przykryć go folią aluminiową.


Zdjęcie nie najlepsze i zdecydowanie nie oddaje waloròw smakowych tego ciasta, ale cóż, dziś rano nie miałam zbyt wiele czasu na sesję fotograficznę, a trzeba było się uwijać, bo chlebek znika w błyskawicznym tempie... Komarko, dziękuję za przepis!

Posted in Etichette: | 10 commenti

Rustykalne ciasto z jabłkami i śliwkami

Kilka dni temu kupiłam sobie samej w prezencie nową książkę kucharską „Torte dolci e salate” i nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, jaką przyjemność sprawia mi teraz zagłębianie się w opisy różnych pyszności i tworzenie nieodzownej listy ciekawych receptur, ktòre zamierzam wykorzystać w mojej kuchni. Na początku byłam bardziej zainteresowana przepisami na wytrawne tarty, ale szybko odkryłam, że i na słodkości nie pozostaję obojętna... Szczególnie kusząco prezentowały się różnego rodzaju rustykalne tarty z owocami, więc w końcu poddałam się ich urokowi i postanowiłam przygotować którąś z nich. Po długim zastanowieniu (a było nad czym myśleć, bo okrutne panie redaktorki pod każdą recepturą podają walory kaloryczne jednej porcji na osobę...) wybrałam przepis na spód, do którego dodaje się skòrkę pomarańczową. Z góry założyłam, że to musi być pyszne, no i nie myliłam się:) Jeśli chodzi o nadzienie, to nie mogę powołać się na żadne źródło, bo po prostu stworzyłam własną wersję: z jabłkami, śliwkami, kawą i likierem „sambuca”. Niby nic nadzywczajnego, a każdy prosił o dokładkę. I tak ciasto zjedliśmy w cztery osoby, w jeden wieczór, właściwie w niecałe dwie godziny...





Składniki:

Na spód:

· 185 g mąki
· 100 g masła
· 1 łyżka cukru
· 1 łyżka kandyzowanej skórki pomarańczowej
· 2-3 łyżki zimnej wody

Masło posiekać, wymieszać z mąką i pozostałymi składnikami. Zagnieść ciasto.

Na nadzienie:

· 4 jabłka
· kilka śliwek
· 1 mała filiżanka kawy espresso
· 2 łyżki likieru sambuca (można zastąpić innym likierem, ale sambuca smakuje w tym cieście fantastycznie...)
· 100 g posiekanych migdałów
· 150 g gęstego jogurtu naturalnego
· 1 łyżka mąki ziemniaczanej
· 60-90 g cukru (w zależności od upodobań)
· cynamon (wg gustu)


Jabłka i śliwki pokroić na małe kawałki. Zalać je kawą i likierem sambuca, zasypać cukrem i cynamonem, odstawić na kilkanaście minut. Okrągłą blachę wyłożyć ciastem rozwałkowanym na placek o nieregularnym, owalnym kształcie, znacznie większym od dna formy. Owoce z „sosem” kawowo-likierowym wyłożyć na przygotowany spód, posypać migdałami. Brzegi ciasta niedbale założyć na masę owocową, tworząc nierówne zakładki tam, gdzie bedzie więcej ciasta. Jogurt wymieszać z mąką ziemniaczaną, polać nim owoce. Powierzchnię ciasta można dodatkowo posypać cukrem, cynamonem, migdałami itp., a brzegi i zakładki ciasta można posmarować mlekiem lub jogurtem. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec ok. 30 min. w temp. 200°C.





Posted in Etichette: | 8 commenti

Sernik pomarańczowo-marchewkowy

Są takie ciasta, które nie potrzebują żadnych upiększeń, polew, posypek... Takie, które najlepiej smakują lekko ciepłe, dopiero co wyjęte z piekarnika, czasem jedzone łakomie prosto z blachy, czasem w pośpiechu krzywo pokrojone, z rodzynkami wydłubywanymi ukradkiem przez niecierpliwe palce, jeszcze zanim ciasto wyląduje na talerzyku. Są takie ciasta, których długa nieobecność bardzo daje się we znaki i dlatego zawsze znajdzie się ktoś, kto zapyta tęsknie i prosząco: „A może upiekłabyś sernik...?”. Proszę bardzo, oto on: optymistycznie żółty i niesamowicie wilgotny, słodki i delikatny sernik pomarańczowo-marchewkowy.





Składniki:

· 450 g sera ricotta
· 200 g jogurtu naturalnego
· pół szklanki kaszy manny
· pół szklanki mąki
· 2 jajka
· 2 pomarańcze
· 2 marchewki
· 200 g cukru (jeśli pomarańcze i marchewki są słodkie, to moim zdaniem można spokojnie zmniejszyć ilość cukru, nawet o połowę)
· 4 łyżki oleju (u mnie: słonecznikowy)
· 2 łyżeczki proszku do pieczenia
· rodzynki i kandyzowana skórka pomarańczowa (wedle uznania)
· aromat pomarańczowy (opcjonalnie)

Pomarańcze i marchewki zmiksować z jogurtem. Ser rozrobić z jajkami, olejem, kaszą manną i mąką. Dodać masę jogurtową, dokładnie wymieszać. Następnie wsypywać stopniowo cukier, najpierw 100 g, a potem, jeśli masa nie jest dostatecznie słodka, dosłodzić według własnych upodobań. Dodać proszek do pieczenia, wyparzone rodzynki, skórkę pomarańczową i aromat pomarańczowy. Wymieszać, przelać do okrągłej formy. Piekarnik nagrzać do 200°C. Na dolną półkę wstawić blachę z wodą, na górną blachę z ciastem. Piec 60-75 minut (moje ciasto, pieczone w formie o średnicy 20 cm, było dość wysokie i czas pieczenia wyniósł dokładnie 75 min.). Studzić w piekarniku z lekko uchylonymi drzwiczkami.


Uwaga: jeżeli wydaje się nam, że w piekarniku panuje za duża wilgotność, to po 40-45 min. można wyciągnąć blachę z wodą i spokojnie kontynuować pieczenie. Jeżeli powierzchnia ciasta ciemnieje zbyt szybko, należy przykryć je folią aluminiową.





Posted in Etichette: | 11 commenti

Bułeczki z czekoladą i kokosem


Z niewielkim poślizgiem, ale w końcu dołączam i ja do 58 Weekendowej Piekarni. Niby nie miałam zbyt wiele czasu, ale mimo to w niedzielę udało mi się upiec przepyszne bułeczki z czekoladą i kokosem zaproponowane przez gospodynię Paulinę z Chlebek TV. W oryginalnym przepisie dokonałam dwóch zasadniczych zmian: dodałam więcej cukru i zwiększyłam ilość czekolady, bo po chwili wahania zdecydowałam się na słodką wersje tego wypieku. Bułeczki wyszły bardzo smaczne, zresztą na pewno widzieliście je już na innych blogach i wiecie, jakie to pyszności. Mogę więc tylko oficjalnie zadeklarować, że i mnie ten przepis przypadł do gustu i na pewno będę z niego korzystać. Polecam!






Składniki (na ok. 10 bułeczek):
  • 570 g maki pszennej
  • 24 g świeżych drożdży (u mnie: 15 g)
  • 185 ml mleka
  • 85 g masła
  • 5 łyżeczek cukru (u mnie: 5 kopiastych łyżek cukru)
  • 2 jajka
  • 1 łyżeczka soli
  • ½ szklanki wiórków kokosowych
  • 6 - 8 kostek czekolady (dałam 100 g gorzkiej)
  • plus jajko do smarowania (ja posmarowałam jogurtem naturalnym)
Drożdże rozmieszać w mleku z dodatkiem cukru. Odstawić i poczekać, żeby ruszyły. Czekoladę posiekać na kawałki. Do miski z mąką wrzucić wszystkie składniki. Wymieszać. Wyrabiać kilka minut, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Wyrobione ciasto posmarować olejem, włożyć do miski i odstawić do wyrastania na około 1 godzinę. Wyrośnięte ciasto wyjąć, odgazować i podzielić na 10 części. Uformować owalne bułeczki, ułożyć na blasze i ponownie odstawić na około 1 godzinę. Wyrośnięte bułeczki posmarować rozmąconym jajkiem z dodatkiem mleka (u mnie: jogurt naturalny). Piec w temperaturze 190°C przez około 15 minut. Studzić na kratce.

Ciasteczka kokosowo-orzechowe

Przedwczoraj zrobiłam je dwa razy, bo za pierwszym razem jedną blachę przetrzymałam w piekarniku (zaczytałam się... na blogu u Polki:) ) i spaliłam całą partię na węgiel. Ciasteczka z drugiej blachy zniknęły w try miga, takie były dobre, że ani się obejrzałam, a na talerzu zostały okruszki. Poproszono mnie ładnie o powtórkę, więc tego samego popołudnia ponownie zakasałam rękawy i powtórzyłam wypiek: tym razem bez przygód wytoczyło się z piekarnika 45 kulek, lekko zbrązowiałych i z niewielkimi pęknięciami. Ciasteczka urzekające smakiem orzecha i kokosa, z wyczuwalnym aromatem koniaku w tle. Krągłe, aromatyczne cudeńka, ktòre są czystą przyjemnością dla podniebienia. Małe, słodkie co nieco na zimowy podwieczorek z kawą lub herbatą... Pyszne!





Składniki (na ok. 45 ciasteczek):


· 150 g mąki
· 200 g posiekanych orzechòw włoskich
· 250 g wiórkòw kokosowych
· 150 g cukru pudru
· 200 g jogurtu naturalnego
· 2 jajka
· pół łyżeczki proszku do pieczenia
· 2 kieliszki dobrego koniaku
· sok z połowy cytryny


Białka ubić na sztywną pianę, następnie wmieszać delikatnie cukier puder, żółtka, mąkę, orzechy i wiòrki kokosowe. Do powstałej masy dodać koniak i sok z cytryny, a następnie stopniowo wlewać jogurt, tak by powstała masa o gęstości odpowiedniej do lepienia kulek. Na końcu dodać proszek do pieczenia. Zagnieść dokładnie ciasto i lepić kulki wielkości orzecha włoskiego. Ułożyć na blasze i wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec ok. 15 minut w temp. 170-180°C. Ciasteczka nie powinny zmienić kształtu, staną się natomiast lekko brązowe i będą miały niewielkie pęknięcia.

Posted in Etichette: | 10 commenti

Makaron z rukolą, marchewką i pikantną kiełbasą

Przed naszym wyjazdem z Kalabrii obdarowano nas całą masą jedzenia. Wśród różnych wiltuałów nie mogło zabraknąć pikantnej kiełbasy z pepperoncino, którą wyrabia własnoręcznie Mama Kalabryjczyka. Ta „salsiccia picante” sprawdza się doskonale nie tylko jako przegryzka do pieczywa, ale też jako charakterystyczny, ostry element w sosach do makaronów. Miałam ogromną ochotę wypróbować ją właśnie w paście, przejrzałam więc masę przepisów, szukając czegoś, co przypadłoby mi do gustu - przewertowałam kilka książek, pogrzebałam w internecie, poszperałam w moich zapiskach... i nic. Nic, co oczarowałoby moje kubki smakowe. Machnęłam w końcu ręką na cudze przepisy, usiadłam sobie z ulubionym brulionem, podumałam chwilę, zajrzałam do lodówki, zadałam kilka kluczowych pytań Kalabryjczykowi (w końcu to on jest Włochem, wyrocznią od spraw pasty...:) ) i w kilka przyjemnych minut skomponowałam apetyczną recepturę na makaron z rukolą, marchwią i kiełbasą pikantną. A w niecałą godzinę później delektowaliśmy się tym prostym daniem i zachwycaliśmy się jego ostro-słodkim smakiem, nie znajdując żadnej wady w tej makaronowej improwizacji. Cóż, nie ma to jak lokalne produkty i autorskie przepisy:) Polecam!





Składniki (na 2 porcje):

· 170-200 g makaronu (u mnie: farfalle)
· 100 g pikantnej kiełbasy z pepperoncino
· 1 ugotowana, duża marchewka
· 2-3 łyżki ricotty
· 2-3 łyżki jogurtu naturalnego
· garść rukoli
· 1 mała cebula
· sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Marchewkę zmiksować razem z ricottą i jogurtem. Cebulę posiekać, podsmażyć na patelni. Gdy będzie już szklista, dodać kiełbasę pokrojoną w drobną kostkę i kontynuować smażenie na małym ogniu. Dodać masę marchewkową i rukolę pociętą na drobne kawałki. Doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową. Podgrzewać przez kilka chwil na małym ogniu. Makaron ugotować al dente, odcedzić, dodać do sosu, dobrze wymieszać. Podawać natychmiast, najlepiej z kieliszkiem mocnego, czerwonego wina wytrawnego.


Posted in Etichette: | 8 commenti

Ciasteczka razowe ze skórką pomarańczową

Chyba już kiedyś wspominałam, że moje ulubione śniadanie to kawa i coś słodkiego. Nie wspominałam? No to teraz Wam to mówię. A jak coś słodkiego, to wiadomo, do kawy najlepiej pasują ciasteczka, zwłaszcza takie, które można spokojnie zanurzyć w gorącym, aromatycznym płynie, a potem schrupać bez obaw, że zbyt wcześnie zamienią się w wilgotną, miękką paćkę i będą nam przeciekać przez palce... Jest to wyjątkowo ważne zwłaszcza w przypadku, jeśli w trakcie śniadań dzielimy czas i uwagę między kawę, ciasteczka i lekturę gazety lub książki, jak to się często u mnie zdarza. Rozmiękłe ciasteczka mają bowiem tendencję do upadania wprost na karty czytanej przeze mnie publikacji, co jest bardzo, bardzo irytujące. Ktoś mógłby powiedzieć: „Nie należy czytać przy śniadaniu!”, ale cóż, jest to dla mnie niewykonalne, więc mówię tylko: „Nie należy jeść nieodpowiednich ciasteczek na śniedanie”! Razowe ciasteczka ze skórką pomarańczową należą, na szczęście, do śniadaniowo odpowiednich, mają u mnie kategorię „o poranku OK!” :). Do tego są dość zdrowe, przynajmniej tak sobie tłumaczę... a nawet jeśli niezbyt zdrowe, to na pewno smaczne. Czy dzień rozpoczęty kilkoma takimi prostymi, aromatycznymi ciasteczkami, pięknym cappuccino i smaczną lekturką może być dniem ponurym? Ależ skąd, to na pewno będzie „una bella giornata”...



Składniki:

· 350 g pszennej mąki razowej
· 50 g otrąb
· 100 g kandyzowanej skórki pomarańczowej (najlepiej bardzo drobno posiekanej)
· 2 łyżki dżemu pomarańczowego
· 180 g masła
· 100 g cukru
· 2 jajka
· 1 łyżeczka proszku do pieczenia
· aromat pomarańczowy

Przepis banalnie prosty: wszystkie składniki połączyć, zagnieść ciasto, wstawić na godzinę do lodówki. Wyjąć, dość cienko rozwałkować, wyciąć dowolnego kształtu ciasteczka. Ułożyć na blasze, wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec ok. 12 min. w temp. 180°C.





Posted in Etichette: | 8 commenti

„La giurgiulina”, czyli świąteczny przepis od Teściowej kalabryjskiej

Kochani, dziekuję za wszystkie życzenia! To naprawdę wzruszające, że tyle osób cieszyło się razem ze mną... Wróciłam z kalabryjskiej głuszy cała i zdrowa, szczęśliwa i zaobrączkowana:) Jak na ślub przygotowywany na odległość, wszystko udało się znakomicie. Mieszane towarzystwo polsko-włoskie bawiło się świetnie, a mnie i Kalabryjczykowi dopisywały humory i byliśmy jedną z tych par, co to wspaniale się bawiła na własnym weselu. Oszczędzę Wam sentymentalnych zachwytów nad samym ślubem (który tak naprawdę był pełen absurdalnych sytuacji humorystycznych sprowokowanych przez sędziwego proboszcza) czy też wywodów na temat wizji związku małżeńskiego w społeczeństwie włoskim i polskim (a miałabym coś na ten temat do powiedzenia...), nie będę opisywać menu weselnego (choć było niczego sobie...), skupię się natomiast na prozie życia i pochwalę się, że dostałam kilka niesamowitych, wzruszających prezentów; i tak np. moje trzy przyjaciółki z Warszawy (które tłukły się przez całą Europę, by dojechać do Cerchiary, chwała im i cześć!) przywiozły mi segregator pełen ręcznie napisanych przepisów kulinarnych, uroczy zbiór ciekawych receptur, przeplatanych wspomnieniami i życzeniami od różnych znajomych z Polski. Wśród nich znalazł się także przepis od nieznajomego, a właściwie od znajomego wirtualnego: Paweł, autor blogu ŻYCIE OD KUCHNI-KUCHNIA JAK ŻYCIE, którego tak naprawdę nigdy na oczy nie widziałam, zrobił mi wielką niespodziankę, przesyłając mi nie tylko dowcipną recepturę na pierniki falenickie, jak i worek owych pierniczków, pięknie polukrowanych i ozdobionych. Ich smak doceniłam kilka dni później na pikniku w górach, dziewczyny mogą potwierdzić, ciasteczka były przepyszne! Nowy Rok na blogu zainauguruję jednak nie przepisem od nieznajomego znajomego Pawła, tylko świąteczną recepturą Mamy Kalabryjczyka. „La giurgiulina” to rodzaj masy sezamkowej, przygotowywanej na święta Bożego Narodzenia, krojonej w romby i podawanej na liściach pomarańczowych lub cytrynowych. Receptura na ten lokalny przysmak kalabryjski jest bardzo, bardzo prosta, jedyna trudność pojawia się w momencie krojenia masy: trzeba wykazać się pewną zręcznością, bo całość szybko zastyga. Tak więc, panie i panowie, oto przed Wami, ze spóźnionymi, ale szczerymi życzeniami świątecznymi i noworocznymi, prosto od Teściowej kalabryjskiej – „la giurgiulina”!

 



Składniki:

· 1 kg ziaren sezamu
· 250 g miodu
· 250-350 g cukru
· kolorowa posypka
· liście pomarańczowe lub cytrynowe

Sezam przepłukać i osuszyć w ciepłym piekarniku. Wymieszać miód i cukier, podgrzać, a kiedy się rozpuści, dodać ziarna sezamu (radzę na początku wsypać ok. 250 g cukru, a dopiero później, jeśli masa byłaby za rzadka, dodać resztę). Podgrzewać długo na małym ogniu, bardzo często mieszając. Masa powinna stać się ciemnobrązowa. Kiedy nabierze odpowiedniego koloru i gęstości, wylać ją na stolnicę i rozwałkować wilgotnym wałkiem na płat o wysokości 0,5-1 cm. Poczekać, aż masa lekko ostygnie. Szybko wykrawać romby, przełożyć na liście pomarańczowe lub cytrynowe. Posypać kolorową posypką i odstawić do całkowitego ostygnięcia.