Kurze wątróbki w sosie musztardowym zapiekane w bułce
Posted On 8.04.2010 at a czwartek, kwietnia 08, 2010 by KonstiMinęła już dekada, odkąd opuściłam mury warszawskiego uniwersytetu, a pewne wspomnienia pozostają wciąż zaskakująco żywe. Taki np. bar na Powiślu, który odkryłam przypadkowo podczas mojej pierwszej wizyty w dopiero co otwartym nowym BUWie… Szacowna bilblioteka nie miała jeszcze tego całego zaplecza komercyjnego w nowym gmachu, nic, ino książki, więc w poszukiwaniu jedzenia trzeba było wędrować po okolicy. I tak trafiłam do bardzo warszawskiego baru (niestety, nazwa wyleciała mi z głowy), w którym smunti panowie zamawiali “setę i galaretę”, pani kelnerka miała imponującą trwałą i równie imponujący biust, piwo było z pianą i zimne jak się należy, golonka mówiła, że jest świeżutka, a flaki obowiązkowo pływały w zupie po warszawsku. Charakterystyczną cechą karty dań (wypisanej na tablicy) była mnogość potraw z podrobów. I słusznie: każdy warszawiak z krwi i kości zapytany, co mu się kojarzy ze stołeczną kuchnią, wymieniłby wspomniane flaki po warszawsku, nòżki w galarecie, grzanki z móżdżkiem, ozór cielęcy peklowany, pierogi z dudkami (płuckami wieprzowymi), watróbkę smażoną z cebulą i jabłkami, kaszankę z patelni… Od razu zaznaczam: choć jestem warszawianką od pokoleń, to za podrobami nie przepadam, ale mimo to czasem trafiam na danie tego typu, które zjadam ze smakiem. Tak się zdarzyło w barze na Powiślu, gdzie z krwawej karty dań wybrałam “kurze wątróbki w sosie musztardowym zapiekane w bułce”... do tego zimne piwo… jeden łyk, jeden gryz… i przepadłam:) To było dobre, tak dobre, że jeszcze nie raz wracałam w tamto miejsce, zawsze zamawiając to samo. Lata płyną, baru już nie ma, nie mieszkam w Warszawie, tylko w Pizie, ale co z tego… I tak tęsknie za moim pokracznie pięknym miastem, za niedocenianą przez przyjezdnych stolicą, za moim domem, warszawskim domem. Czasem więc przywołuję w myślach Teosia Piecyka i proponuję mu na obiad nostalgiczne wątróbki w bulce:) “Wiadomo-stolica!”, panie Teoś:)
Zdjęcie tylko jedne i nienajlepsze, ale byłam zbyt głodna, aby zdobyć się na więcej…
(Uwaga! Receptura odtworzona metodą wspomnieniową!)
Składniki:
· 250 g kurzych wątróbek
· 1 mała cebula
· 100 g ugotowanej kapusty
· 4 łyżki ugotowanego zielonego groszku (może być z puszki)
· 1 łyżka miodu
· 2-3 łyżki dobrej musztardy (użyłam Dijon)
· 1 łyżka octu jabłkowego
· sok z cytryny (do smaku)
· sól i pieprz
· masło (do smażenia)
· odrobina dowolnego pokrojonego sera i poszatkowanego szczypiorku (opcjonalnie)
Konsti, wycałowywuję Cię właśnie za ten wpis. Z musztardą jeszcze nie robiłam, a z trupką się lubię, więc popełnię.
Z Warszawą też się lubię - od ponad 2 lat :) Ja nie wiem, czemu oni tak na nią narzekają.
Piekny post, super zdjecie i pycha watrupka :))
Jako miłośnik podrobów muszę napisać, że bardzo podba mi się ten wpis;-)
Pozdrawiam;-)
Ja tez lubię wątróbkę:) Myslę,ze taka buła by mi smakowała:))
Pozdrawiam Cię ciepło:)
Ja i von-von mamy do siebie stosunek ambiwalentny, ale w końcu się z nią poznam lepiej, to może i polubię :)
Ale mi smaka narobiłaś ! należę do wielbicielek wątróbki i z przyjemnością poznałam nowy przepis :)
Oczko, to ja Cie wycalowuje za komentarz. Warszawa da sie lubic, ot co:)
Arku, Andrzeju: cos tak czulam, ze panowie nie pozostana obojetni na ten wpis:)
Majano, dziekuje i sciskam Cie serdecznie.
Tili, ja i pani Von tez mamy kilka nieporozumien za soba, ale czasem potrafimy sie dogadac...
Grazynko, smacznego! mam nadzieje, ze sie nie zawiedziesz na tej recepturze.
Pozdrawiam serdecznie!
Przepisów na wątróbkę nigdy za wiele, mimo że dziś opatentowałam nowy :) Ten również jest inspirujący, dziękuję :)