Pasta alla Norma

foodelek: przepisy tygodniaTo klasyczne danie kuchni sycylijskiej swoją nazwę zawdzięcza ponoć literatowi Nino Martoglio (1870-1921), który, próbując po raz pierwszy makaronu przyrządzonego w ten sposób, zakrzyknął z zachwytem: „Toż to Norma!”, stawiając w ten spoób znak równości miedzy fenomenalnym smakiem potrawy a doskonałą, genialną wręcz operą Belliniego. Myślę, że pod tą deklaracją podpisałby się obiema rękoma komisarz Montalbano :). Jego uwielbienie dla tej pasty ujawnia sie dobitnie w powieści "Il ladro di merendine" ("Złodziej kanapek", 1996), kiedy to, w trakcie dochodzenia, otrzymuje spontaniczne zaprosznie na obiad od przemilej i przeuprzejmej pani Klemetyny. Mimo ogromnej sympatii dla swej rozmówczyni, Montalbano zamierza odmówić, bowiem efemeryczny wygląd wiotkiej pani Klemetyny wskazuje na to, iż nie odżywia się ona zbyt dobrze, a komisarz Montalbano zdecydowanie nie ma ochoty na kaszki i gotowane ziemniaki:) W tym jednak momencie pani Klementyna wspomina, że jej służąca przygotowała "pasta alla Norma" i pod komisarzem uginają się nogi z wrażenia. "Pasta alla Norma", to dopiero jest pokusa...


Składniki (dla 4 osób):

· 350-400 g makaronu penne lub maccheroni
· 600 g pomidorów z puszki (takich w kawałkach)
· 1 duży bakłażan
· 3-4 łyżki świeżej ricotty (opcjonalnie)
· starta ricotta salata (do posypania)
· 1 ząbek czosnku
· bazylia, sól, pieprz
· olej, oliwa

Pokroić bakłażan na plastry, posypać solą i odstawić mniej więcej na godzinę, tak, aby puścił sok. Czosnek podsmażyć na oliwie, dodać pomidory i bazylię, doprawić solą i pieprzem. Dodać świeżą ricottę,wymieszać i trzymać na ogniu przez ok. kwadrans, aż wszystkie smaki dobrze się połączą. Plastry bakłażana usmażyć na oleju, odsączyć, pokroić na mniejsze kawałki i dodać do sosu pomidorowego. Makaron ugotować al dente, wymieszać z sosem i podgrzewać przez chwilę. Danie podawać gorące, posypane startą ricotta salata.

Na marginesie: jeśli nie dysponujemy ricotta salata, to można ją zastąpić pecorino lub parmezanem - wątpię, żeby jakiś Sycylijczyj przyszedł na kontrolę i skrytykował nas za taką zamianę :). A pasta i tak będzie pyszna, daję słowo...


Perché non resta a mangiare con me ? Montalbano si sentì impallidire lo stomaco. La signora Clementina era buona e cara, ma doveva nutrirsi a semolino e a patate bollite. Veramente avrei tanto da... Pina, la cammarera, è un’ottima cuoca, mi creda. Oggi ha preparato pasta alla Norma , sa, quella con le milinzane fritte e la ricotta salata. Gesù ! Fece Montalbano assettandosi. E per secondo uno stracotto. Gesù ! Ripetè Montalbano. (Il ladro di merendine)

Posted in Etichette: | 12 commenti

Pomarańczki komisarza Montalbano

Andrea Camilleri to znany, współczesny powieściopisarz włoski, któremu sławę przyniósł cykl kryminałów rozgrywających się w fikcyjnym sycylijskim miasteczku Vigata. Głównym bohaterem tych książek jest miejscowy komisarz policji Salvo Montalbano (warto zaznaczyć, że to nazwisko jest swoistym hołdem twórcy postaci dla katalońskiego pisarza Manuela Vázqueza Montalbána). Rysując charakterystyczne, sycylijskie tło obyczajowe, Camilleri często wykorzystuje własne doświadczenia i wspomnienia. W akcję swoich powieści regularnie wplata opisy dań, które, jak sam przyznaje, są przypomnieniem tego, jak gotowała jego babcia Elwira. Dlatego też jego bohater komisarz Montalbano jest wielkim smakoszem i wielbicielem kuchni regionalnej. W każdej książce trafimy na opisy jego posiłków, a czasem nawet na cały przepis na jakieś typowe danie kuchni sycylijskiej. Jednym z nich są "arancini", które pojawiają się w opowiadaniu „Gli arancini di Montalbano” („Pomarańczki komisarza Montalbano”,1999, zbiór opowiadań). Nie będe tutaj strzeszczała akcji, wspomnę tylko, że potrawa ta jest tak kusząca, iż Salvo Montalbano w sylwestrowy wieczór zostawia na lodzie swoją narzeczoną Liwię i zamiast bawić się z nią w Paryżu, wita Nowy Rok w domu służącej Adeliny – i to dlatego, że ta przygotowała na tę okazję wspaniałe "arancini"...


Składniki (na 8 pomarańczek, każda o wadze ok. 150 g):

· 200 g mielonego mięsa wołowego i wieprzowego (w proporcjach pół na pół)
· 1 szklanka białego wina
· 1 cebula
· 200 g sosu pomidorowego lub 100 g dobrego koncentratu pomidorowego
· 1 łodyga selera naciowego
· 1 duża marchewka
· 100 g zielonego groszku z puszki
· 1-2 ząbki czosnku
· 20 g startego parmezanu
· 1 litr rosołu
· 1 jajko
· 250 g ryżu
· 1 mozzarella pokrojona w kostkę
· świeża pietruszka i bazylia,
· sól, pieprz
Poza tym:
· oliwa (do ragù)
· masło (do risotta)
· olej (do końcowego smażenia)
· jajko, mąka, bułka tarta (do obtaczania arancini przed smażeniem)

Dzień wcześniej przygotowujemy ragù: na maśle posmażyć cebulę i czosnek. Dodać mięso. Gdy zacznie „tańczyć” na patelni, dodać seler pokrojony na kawałki, marchewkę startą na tarce, sos pomidorowy, posiekaną pietruszkę i bazylię. Dusić na małym ogniu przez ok. 3 godz. Pół godziny przed końcem dodać pół szklanki białego wina i zielony groszek. Gdy sos jest gotowy, zdjąć z ognia i ostudzić.
Następnego dnia przygotować podstawową wersję risotta: kawałek masła rozpuścić na patelni, dodać ryż, wymieszać i dusić przez ok. 25 minut dolewając stopniowo rosół. Pod koniec dodać pół szklanki białego wina i parmezan. Wszystko dobrze wymieszać, doprawić solą i pieprzem. Gdy risotto jest gotowe, zdjąć z ognia i ostudzić. Do ostudzonego risotta wbić jedno jajko, wymieszać. Z powstałej masy formować placuszki. Na środek każdego z nich kłaść łyżkę ragù i kawałki mozzarelli, formować kule o kształcie gruszki. Ważne jest, aby przed ulepieniem każdej „pomarańczki” opłukać dłonie, w przeciwnym wypadku wszystko będzie się kleić... Gotowe arancini obtoczyć najpierw w mące, potem w roztrzepanym jajku i bułce tartej. Smażyć na rozgrzanym, głębokim oleju, dopóki nie nabiorą charakterystycznego pomarańczowego koloru. Ostudzić przez chwilę. Podawać ciepłe, ale nie gorące.


Dodam jeszcze, że ja nie wykorzystałam całego ragù, które zostało przyrządzone do tych pomarańczek. Została mi mniej więcej połowa, którą podałam później z makaronem. A osobom zainteresowanym oryginalną recepturą Adeliny podaję poniżej fragment książki, w którym przedstawiony jest jej przepis. Nie dysponuję niestety polskim tłumaczeniem...

Gesù, gli arancini di Adelina! Li aveva assaggiati solo una volta: un ricordo che sicuramente gli era trasùto nel Dna, nel patrimonio genetico. Adelina ci metteva due jornate sane sane a pripararli. Ne sapeva, a memoria, la ricetta. Il giorno avanti si fa un aggrassato di vitellone e di maiale in parti uguali che deve còciri a foco lentissimo per ore e ore con cipolla, pummadoro, sedano, prezzemolo e basilico. Il giorno appresso si pripara un risotto, quello che chiamano alla milanisa (senza zaffirano, Pi carità!), lo si versa sopra a una tavola, ci si impastano le ova e lo si fa rifriddàre. Intanto si còcino i pisellini, si fa una besciamella, si riducono a pezzettini ‘na poco di fette di salame e si fa tutta una composta con la carne aggrassata, triturata a mano con la mezzaluna (nenti frullatore, Pi carità di Dio!). Il suco della carne s’ammisca col risotto. A questo punto si piglia tanticchia di risotto, s’assistema nel palmo d'una mano fatta a conca, ci si mette dentro quanto un cucchiaio di composta e si copre con dell’altro riso a formare una bella palla. Ogni palla la si fa rotolare nella farina, poi si passa nel bianco d'ovo e nel pane grattato. Doppo, tutti gli arancini s'infilano in una padeddra d’oglio bollente e si fanno friggere fino a quando pigliano un colore d'oro vecchio. Si lasciano scolare sulla carta. E alla fine, ringraziannu u Signiruzzu, si mangiano! Montalbano non ebbe dubbio con chi cenare la notte di capodanno. Solo una domanda l’angustiò prima di pigliare sonno: i due delinquenti figli d’Adelina ce l'avrebbero fatta a restare in libertà fino al giorno appresso? (da "Gli arancini di Montalbano", Mondadori, 1999)

Pizza bianca con patate e zucchine (na średniej grubości cieście)

foodelek: przepisy tygodnia ... czyli biała pizza z ziemniakami i cukinią. Coś dla tych, którzy nie jadają pomidorów. Albo dla tych, którzy uwielbiają ziemniaki. Albo po prostu dla tych, którzy lubią odmianę. Spróbujcie, a będziecie jeszcze nie raz wracać do tej pizzy!

Składniki:

· 25 g drożdży
· 50 dkg mąki
· 2 łyżki oliwy
· 3 łyżki jogurtu naturalnego
· 1 szklanka ciepłej wody
· pół łyżeczki cukru
· pół kilo ziemniaków
· 15 dkg cukinii
· 2 mozzarelle
· sól, pieprz, rozmaryn

Drożdże rozetrzeć z cukrem i odrobiną mąki, rozrobić w pół szklance ciepłej wody, odstawić na chwilę do wyrośnięcia. Do mąki dodać zaczyn i zacząć wyrabiać ciasto, dodając stopniowo oliwę, jogurt i sól (do smaku). W razie potrzeby dolewać wodę. Gdy powstanie gładkie i elastyczne ciasto, odstawić do wyrośnięcia, ale, uwaga, nie na dłużej niż 45-50 minut. W tym czasie powinno podwoić objętość Ciasto rozwałkować, ułożyć na blasze (z podanych proporcji powinny wyjść 2 duże pizze) i ponownie odstawić do wyrośnięcia na ok. 75 min. Powinno ładnie podrosnąć i, dzięki dodatkowi jogurtu, powinno być wyższe niż tradycyjne cienkie ciasto na pizzę. Zaznaczam: nie grube, bo przepis na grube ciasto to zupełnie inna receptura, tylko wyższe od klasycznej cieknkiej pizzy – dlatego ja je nazywam „średniej grubości ciastem”:)
Ziemniaki ugotować w osolonej wodzie, odstawić do ostygnięcia, pokroić w plasterki. Surową cukinię zetrzeć na tarce o dużych oczkach. Dwie mozzarelle pokroić kostkę. Nagrzać piekarnik do 180°C. Ciasto posmarować odrobiną oliwy. Włożyć blachę do piekarnika i piec przez 10 min. Następnie wyciągnąć ciasto z piekarnika, ułożyć na wierzchu cukinię i ziemniaki. Posolić, popieprzyć, rozłożyć mozzarellę i posypać rozmarynem. Ponownie piec przez kolejne 15-20 minut. Degustować z błogim uśmiechem na twarzy :)



Posted in Etichette: | 8 commenti

Tort czekoladowy inaczej

Dlaczego inaczej? Bo do masy należy dodać czekoladowy ryż dmuchany... Nie wiem, czy to popularny pomysł, ja zetknęłam się z nim po raz pierwszy kilka lat temu, ale jakoś idea do mnie nie przemówiła i kartkę z przepisem włożyłam między strony książki kucharskiej, obiecując sobie, że zrobię to innym razem. „Inny raz” nadszedł wraz z czekoladowym weekendem, przepis został odkurzony, tort upieczony, ozdobiony, pokrojony, skonsumowany...:) Z wielką ciekawością przystępowałam do degustacji pierwszego kawałka tortu i powiem Wam, że efekt jest interesujący. Dodanie dmuchanego ryżu powoduje, iż powstaje ciasto o bardzo lekkiej strukturze, delikatne a jednocześnie jakby chropowate, z wieloma małymi dziurkami, między którymi można czasami wyczuć kuleczki czekoladowego ryżu. Mnie ten czekoladowy eksperyment przypadł do gustu i na pewno jeszcze wrócę do tego przepisu (choć w głębi duszy nadal uważam, że nie ma to jak prosty murzynek mojej mamy:)), tym bardziej że Kalabryjczyk był szczerze zachwycony tortem i tylko jednego wieczoru zdołał pochłonąć cztery kawałki ciasta... Myślę, że to powinno wystarczyć za rekomendację:)



Składniki:

Ciasto:

· 150 g gorzkiej czekolady
· 100 g masła
· 4 jajka
· 120 g cukru
· 100 g mąki
· 2 szklanki dmuchanego ryżu czekoladowego
· 1 szklanka mleka
· 2 łyżeczki proszku do pieczenia

Krem:

· 150 g jogurtu
· 100 g gorzkiej czekolady
· 3\4 szklanki cukru
· pół szklanki mleka
· 4 kopiaste łyżki budyniu czekoladowego
· 20 g masła


Najpierw przygotować krem: czekoladę rozpuścić z masłem. Podgrzać jogurt, połączyć z rozpuszczoną czekoladą. Podgrzewać wszystko na małym ogniu, dodając stopniowo cukier, mleko i budyń czekoladowy, cały czas mieszając. Gdy masa zgęstnieje, zdjąć z ognia i odstawić do ostudzenia.
Przygotowywanie ciasta należy zacząć od zalania ryżu szklanką mleka. Czekoladę i masło rozpuścić oddzielnie, następnie połączyć. Jajka utrzeć z cukrem, dodać przesianą mąkę i czekoladę z masłem. Wymieszać, dodać ryż z mlekiem i proszek do pieczenia. Mieszając, połączyć dokładnie wszystkie składniki. Masę przełożyć do okrągłej formy. Piec w temp. 200°C przez 20-30 min., do suchego patyczka. Ciasto ostudzić, przeciąć poziomo na dwie części, przełożyć kremem. Część kremu zostawić na posmarowanie powierzchni i boków ciasta. Dowolnie udekorować i wstawić do lodówki, najlepiej na całą noc.






Posted in Etichette: , | 12 commenti

Ptysie dla Halusi

Przepis pochodzi z książki „Desery”(Wyd. Przemysłu Lekkiego i Spożywczego:), 1968 r.), którą odziedziczyłam po mojej babci. Babcia sięgała po nią często, zwłaszcza gdy robiła pączki i faworki. Okładka pomazana jest długopisem, z pewnością przez któreś z dzieci lub wnucząt, ale przez które, tego już nikt nie dojdzie. Nie ma fotografii, są tylko maleńkie, biało-czarne rysunki. Gdzieniegdzie widać ślady po kawie i rozmazaną czekoladę. Nieczytelne już notatki ołówkiem na marginesach. Zagięte rogi Na niektórych stronach czyjeś odciski palców. Mała, niepozorna książeczka, która niesie ze sobą wspomnienia i łączy przeszłość z dniem dzisiejszym. Prawdziwy skarb. Buchty. Legumina z pianką. Chrust. Omlet po angielsku. Turban z ryżu. Pączki. Plombiry bakaliowe. I ptysie nadziewane kremem czekoladowym. Ptysie dla babci Halusi.

Składniki:

Ciasto:

· 25 dkg mąki
· 10 dkg masła
· 5 jajek
· 2 szklanki wody


Krem czekoladowy:

· pół litra mleka
· 4 jajka
· 50 g mąki
· 100 g cukru
· 100 g gorzkiej czekolady
· 30 g masła
· 5 łyżek budyniu czekoladowego
· kieliszek dowolnego likieru


Jedną szklankę mleka zmiksować z jajkami, likierem, mąką i budyniem. Czekoladę rozpuścić z 30 g masła. Pozostałą część mleka zagotować z cukrem. Do gorącego mleka dodać masę mączno-jajeczną i rozpuszczoną czekoladę. Gotować 3-4 minuty ciągle mieszając tak, by nie potworzyły się grudki. Odstawić do ostygnięcia. Zagotować 2 szklanki wody z 10 dkg masła. Do wrzątku wsypać przesianą mąkę, wymieszać dokładnie, uważając, aby nie powstały grudki. Podgrzewając na wolnym ogniu, ubijać ciasto drewnianą łyżką. Gdy zaczyna odchodzić od ścianek garnka, zdjąć z ognia i ostudzić. Do ostudzonego ciasta dodawać kolejno po jednym jajku i ubijać łyżką lub miksować. Gotowe ciasto pozostawić na chwilę, a następnie nakładać łyżką lub wyciskać szprycą nieregularne kule (mnie wyszło 19 kul wielkości piąstki). Blachę wstawić do nagrzanego piekarnika i piec 30-35 minut w temp. ok. 200°C, aż ptysie zwiększą swoją objętość i nabiorą złotego koloru. Po ostudzeniu, we dnie każdego ptysia wyciąć mały otwór, napełnić środek kremem (najlepiej za pomocą szprycy) i zatkać otwór kawałkiem wyciętego wcześniej ciasta. I oto wreszcie ptysie są gotowe do konsumpcji!


Posted in Etichette: | 13 commenti

Risotto con cicoria e pomodori

… czyli risotto z cykorią i pomidorami. Przepis pochodzi z „Cereali & Co.”, wspaniałej, bogatej i praktycznej książki pełnej przepisów na różnorodne dania ze zbóż, kasz, ryżu... Bardzo inspirująca lektura, która podsunęła mi kilka pomysłów na ciekawe potrawy. Na pierwszy ogień poszło risotto z cykorią i pomidorami. Przyznam, że to połączenie smakowe wydawało mi się ryzykowne, bałam się zwłaszcza gorzkiej cykorii, a tymczasem okazało się, że warto było zaufać autorom przepisu. Risotto wyszło naprawdę pyszne, wszystkie smaki idelanie sie uzupełniały, a na dodatek całość miała taki kolorowy, prawie wiosenny wygląd, co zimową porą jest nie bez znaczenia:) Polecam!


Składniki (na 4 osoby):

· 300 g ryżu Arborio
· 800 g cykorii (u mnie: cykoria czerwona)
· 80 g szynki, ewentualnie boczku
· 4 duże pomidory
· niewielki pęczek pietruszki
· 1 łodyga selera naciowego
· pół cebuli
· 1 ząbek czosnku
· 80 g sera pecorino
· 1 litr rosołu
· 1 kieliszek wermutu
· masło do smażenia
· sól, pieprz


Cykorię wrzucić do wrzącej wody, gotować przez 5 minut i odsączyć. Masło rozpuścić na patelni, dodać posiekaną szynkę, cebulę i czosnek, podsmażać, dodając kolejno wszystkie warzywa pokrojone na kawałki. Po kilku minutach dodać ryż i cykorię. Dusić przez ok. 25 minut, dolewając stopniowo rosół. Pod koniec duszenia doprawić solą i peprzem, dodać pecorino i wermut. Udekorować pietruszką i cykorią. Pałaszować ze smakem:)


Posted in Etichette: | 4 commenti

Lumachelle Orvietane

... czyli ślimaczki z Orvieto. Aromatyczna, słona przekąska, którą odkryłam na blogach Anice&Cannella i Elisir di lunga vita. W przepisie dokonałam tylko jednej zmiany: dodałam rozmarynu, jakoś tak mi pasował do smaku całości. Poza tym moje spiralki są trochę wyższe i mają bardziej ślimakowate kształty:) Nie ukrywam, że o to właśnie chodziło.

Składniki:

· 25 dkg mąki
· ok. 140 g wody
· 100 g boczku
· 50 g sera pecorino
· 10 g smalcu
· 1 łyżeczka oliwy
· 12 g drożdży
· rozmaryn, sól, pieprz


Zagnieść mąkę z wodą i drożdżami, wyrabiać przez ok. 15 min. dodając kolejno sól, pieprz, rozmaryn, pecorino, smalec i oliwę. Przykryć i odstawić w ciepłe miejsce na ok. 50 min. Do wyrośniętego ciasta dodać pokrojony na kawałeczki boczek. Podzielić ciasto na niewielkie porcje (o wadze ok. 50 g). Z każdego kawłka formować wałeczek i zwinąć go spiralnie, tworząc ślimaczka. Nie zwijać zbyt ciasno! Odstawić ślimaczki w ciepłe miejsce na 20 minut. W tym czasie nagrzać piekarnik do 190°C. Piec przez 30 minut, przez pierwszy kwadrans w temp. 190°C, potem obinżyć temperaturę do 150°C.


i jeszcze mały wtręt literacki:
Ślimak w swojej skorupie śni
tę radość zaszczytną:
Nie kładź oczu
Między drzwi -
To ci ich
Nie przytną.
To jeden z moich ulubionych cytatów z Jasnorzewskiej, za grosz romantyzmu we mnie, ot, co:)

Posted in Etichette: | 7 commenti