Youvetsi

... czyli kasza jęczmienna z jagnięciną i pomidorami. Kolejny przepis (tym razem grecki) od Tessy Kiros z jej przepięknej książki „Falling cloudberries. Ricette di famiglia dal mondo”. Bardzo proste, a jednocześnie niesłychanie aromatyczne danie „jednogarnkowe”. Najwięcej zachodu może wymagać znalezienie młodej, świeżej baraniny, w ogóle jakość wszystkich składników odgrywa niebagatelną rolę w tym kulinarnym przedsięwzięciu. Warto jednak się postarać, bo efekt jest naprawdę satysfakcjonujący. Degustacja tej prostej potrawy to czysta przyjemność, a jeśli dodamy do tego kawałek fety czy "ricotta salata" oraz kieliszek znakomitego czerwonego wina, to mamy w komplecie wszystkie najciekawsze "sapori di Mediterraneo"... Tylko jakby to powiedzieć po grecku?



Składniki (na 4-6 osób):

· 80 dkg jagnięciny
· 40 dkg kaszy jęczmiennej
· 60 dkg pomidorów z puszki
· 30 g masła
· 2 cebule (najlepiej czerwone; ja dodałam jeszcze kawałek pora)
· 3 łyżki oliwy
· 2 ząbki czosnku
· 1 litr wrzącej wody
· ser pecorino, lub parmezan, lub kefalotiri (u mnie pół na pół parmezan i pecorino)
· kawałek cynamonu (albo szczypta cynamonu sproszkowanego)
· świeży rozmaryn (to mój dodatek, w oryginalnym przepisie go nie było)
· sól i pieprz

Jagnięcine pokroić na małe kawałki, podsmażyć na oliwie na patelni. W oddzielnym, żaroodpornym naczyniu podsmażyć na maśle poszatkowaną cebulę i czosnek, następnie dodać mięso i pomidory (jeśli są one w całości lub w większych kawałkach, należy rozgnieść je widelcem). Dodać masło i cynamon, wymieszać, doprawić solą, pieprzem i rozmarynem. Podgrzewać przez 5 minut, aż całość ładnie zabulgocze, po czym zalać litrem wrzącej wody. Naczynie zakryć pokrywką i wstawić do dobrze nagrzanego piekarnika (ok. 180°C) na kilkanaście minut, tak aby mięso zmiękło. Kaszę jęczmienną przepłukać wodą i osuszyć. Wyjąć naczynie z pieca, wsypać kaszę, wstawić ponownie do piekarnika i piec tak długo, aż kasza zmięknie (u mnie trwało to ok. 30 minut, ale wszystko zależy od rodzaju kaszy, generalnie należy liczyć, że potrzeba będzie dwa razy więcej czasu niż podczas zwykłego gotowania w wodzie). W razie potrzeby dolewać gorącej wody do sosu. Przed podaniem posypać serem i rozmarynem.

Niby nic nadzwyczajnego, a danie bardzo smakowite! Zrobiłam z połowy składników, porcja niby na trzy osoby, a we dwójkę spałaszowaliśmy ją rach-ciach. Wcinaliśmy, aż nam się uszy trzęsły :)


Zielono mi...

foodelek: przepisy tygodnia

... czyli zielona sałatka z kulkami szpinakowymi. To sałatka-improwizacja, wymyślona podczas poobiedniej, niedzielnej sjesty, gdy leniwie rozmyślałam, w jaki sposób dogodzi­ć podniebieniom moich gości na pożegnalnej kolacji. Moje dwie fantastyczne przyjaciółki z Warszawy zbierały się już „do odlotu” i wieczorny posiłek był ostatnią okazją do popisów kulinarnych:) Ponieważ Kalabryjczyk zajął się organizacją dań makaronowych, mnie pozostało przygotowanie warzywnych dodatków. W pochmurne, deszczowe popołudnie stworzyłam więc takie oto sałatkowe cudo, całe w tonacji „verde”. W końcu zielony to kolor nadziei – nadziei na to, że mili goście wkrótce powrócą...


Składniki:
  • 1 główka sałaty
  • 1 cukinia
  • 3 kiwi
  • 1 koper włoski
  • ok. 150 g zamrożonego szpinaku
  • 1 ziemniak
  • 2 kopiaste łyżki sera ricotta
  • 2 łyżki startego parmezanu
  • 1 ząbek czosnku
  • odrobina bułki tartej
  • ziarna sezamu
  • oliwa
  • sok z połowy cytryny
  • sól i pieprz

Cukinię, ziemniaka i szpinak ugotować (osobno) w osolonej wodzie. Ostudzić. Szpinak posiekać, ziemniaka rozgnieść widelcem, wymieszać. Dodać ricottę, parmezan i posiekany czosnek, wymieszać, aż wszytkie składniki dobrze się połączą. Dosypać odrobinę bułki tartej, tak by masa dobrze się kleiła. Lepić małe kulki i obtaczać je w sezamie. Liście sałaty podzielić na mniejsze cząstki, dodać pokrojoną cukinię, kiwi i fenkuła. Doprawić sokiem z cytryny, oliwą, solą i pieprzem. Na samym końcu dodać szpinakowe kuleczki, delikatnie wymieszać. Przed podaniem posypać ziarnami sezamu.

Połączenie kiwi z warzywami może się wydawać dziwne, ale zapewniam, że warto zaryzykować. Ta sałatka podbiła nas całkowicie swoim oryginalnym smakiem. Polecam!

Posted in Etichette: | 6 commenti

Drożdżówki z przepisu sióstr Simili

Powiem Wam tylko tyle: są po prostu fantastyczne! Najlepsze drożdżówki, jakie kiedykolwiek piekłam, to ciasto od dziś zostaje moim zdecydowanym faworytem, jeśli chodzi o słodkie bułeczki... Niebo w gębie, ot, co! W ramach wypróbowywania przepisu zrobiłam je różne zarówno pod względem formy, jak i nadzienia: jedne były z jabłkiem i cynamonem, inne z białym serem, kolejne z kremem cytrynowym. Wszystkie były pyszne, co do tego nie ma wątpliwości! Mnie najbardziej smakowały ogrągłe bułeczki z nadzieniem cytrynowym i tej wersji będę się trzymać następnym razem. Przepis pochodzi ze wspaniałego blogu Anice&Cannella.



Składniki:

Zaczątek:
· 150 g mąki
· 90 g ciepłej wody
· 20 g drożdży

Zagnieść szybko ciasto, odstawić do wyrośnięcia na 50-60 min.

Ciasto:
· 350 g mąki
· 50 g wody
· 100 g miękkiego masła
· 2 jajka
· 100 g cukru
· szczypta soli
· aromat waniliowy
· starta skórka z 1 cytryny lub pomarańczy

Zgnieść ciasto ze wszystkich w\w składników (masło dodajemy jako ostatnie). Następnie połączyć je z zaczątkiem. Całą masę ugniatać tak długo, aż oba ciasta wymieszają się dokładnie i stworzą jedno gładkie i elastyczne ciasto. Odstawić do wyrośnięcia na 1,5-2 godz. Gdy wyrośnie, formować dowolnych kształtów drożdżówki, napełnić je ulubionym nadzieniem i odstawić do wyrośnięcia na 45-60 min. Posmarować rozbełtanym jajkiem lub jogurtem naturalnym. Piec w nagrzanym piekarniku w temp. 200°C przez ok. 30-40 min., aż drożdżówki staną się złotobrązowe.




Ciasto z kaszy manny polane dulce de leche

foodelek: przepisy tygodnia

Coś dla wielbicieli kaszy manny: proste, a jednocześnie smakowite ciasto, zazwyczaj pieczone jako babka, ale ja z braku formy zmuszona byłam do posłużenia się keksówką. To tradycyjny deser podlaski (kłania się kolejny raz „Kuchnia kresowa z Podlasia” A.E.Stawskiej), który u mnie został wzbogacony o dodatek rodem z południa Europy i Ameryki czyli „dulce de leche”. I był to strzał w dziesiątkę, w ten sposób powstał bowiem bardzo zgrany duet kulinarny... Słodkie, aromatyczne „Północ-Południe”:)


Składniki:

· 1 szklanka kaszy manny
· 1 szklanka kefiru lub jogurtu naturalnego
· 2 -3 łyżki cukru
· 1 jajko
· 1 łyżeczka proszku do pieczenia
· szczypta soli
· rodzynki lub inne bakalie
· dulce de leche do polania

Kaszę wymieszać z kefirem, dodać cukier i jajko, pozostawić na 2-3 godziny. Wsypać proszek do pieczenia i rodzynki, jeszcze raz dokładnie wymieszać. Wlać do formy i piec w piekarniku w temp. 170°C prze ok. 30 min.
Takie ciasto z kaszy manny najlepiej smakuje na ciepło, polane śmietaną lub jakimś słodkim sosem. Ja zdecydowałam się na dulce de leche przygotowane przed kilkoma dniami.

Dulce de leche
Składniki:

· 1 litr tłustego mleka
· 30 dkg cukru
· pół łyżeczki sody oczyszczonej

Wymieszać mleko z cukrem i sodą, postawić na małym ogniu i gotować przez 2-3 godziny (u mnie – 2,5 godz.), mieszając od czasu do czasu. Przez ostatnie pół godziny mieszać bardzo często, tak by nie potworzyły się grudki i nic nie przywarło do dna garnka. Mleko powinno zgęstnieć i nabrać brązowego koloru. Cała masa w strukturze i smaku powinna przypominać płynne toffi. Gotowe dulce de leche przelać do słoika, zakręcić, postawić do góry dnem i tak pozostawić do ostygnięcia. Po kilku godzinach nadaje się do konsumpcji.

Posted in Etichette: , | 25 commenti

El condor pasa

... czyli drożdżowa „colomba italiana” w wykonaniu autorskim:) Tak jak na Boże Narodzenie eksperymentowałam z panettone, tak na Wielkanoc zmierzyłam się z klasycznym włoskim wypiekiem drożdżowym, który zgodnie z tradycją powinien mieć kształt gołębia. Biję się piersi i przyznaję skruszona, że przy przygotowywaniu tego ciasta poniosła mnie ułańska fantazja, tak że w efekcie z piekarnika wyłonił się majestatyczny, nieco groźny ptak o nastroszonych piórach i szeroko rozłożonych skrzydłach... Mój Kalabryjczyk najpierw zaniemówił na jego widok, a potem skomentował: „Wygląda jak kondor!” Później stwierdził jednak, że chyba starałam się odwzorować z pamięci herb Polski, bo widzi uderzające podobieństwo. Taaaak, wszystko, tylko nie gołąbek pokoju:). No nic, wygląd to jedno, a smak to drugie – i tu mogę z dumą ogłosić, że ciasto wyszło znakomite! Aromatyczne, puszyste, wilgotne, bogate w bakalie, z wyraźną migdałową nutą... I długo zachowuje świeżość! Naprawdę świetny przepis, będę do niego często wracać. Ach, no właśnie, ta receptura to skrzyżowanie dwóch różnych przepisów, jakie znalazłam w książce kucharskiej sióstr Simili „Pane e roba dolce. Un classico della tradizione italiana”. Lecz nie zwlekajmy dłużej z prezentacją, panie i panowie, oto przed Wami: kondor wielkanocny!



Zaczątek:

  • 10 g świeżych drożdży
  • 60 g ciepłej wody
  • 50 g mąki (najlepiej o wysokiej zawartości protein)
  • 1 łyżka cukru
  • 1 żółtko


Drożdże rozpuścić w wodzie, dodać pozostałe składniki, wyrobić, odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę.

1° ciasto:

  • 200 g mąki (najlepiej o wysokiej zawartości protein)
  • 3 g świeżych drożdży
  • 25 g cukru
  • 30 g miękkiego masła
  • 2 łyżeczki wody
  • 1 jajko


Drożdże rozpuścić w wodzie, połączyć z zaczątkiem. Dodawać stopniowo pozostałe składniki, w tym masło jako ostatnie. Wyrobić dokładnie ciasto, odstawić do wyrośnięcia na ok. 1 godzinę.

2° ciasto:

  • 200-250 g mąki
  • 100 g drobniusieńko zmielonych migdałów
  • 100 g cukru
  • 100 g miękkiego masła
  • 2 jajka
  • 1 cukier waniliowy
  • aromat migdałowy
  • 1 kieliszek amaretto lub likieru migdałowego (w ostateczności można zastąpić rumem)
  • 1 łyżka miodu
  • szczypta soli
  • suszone i kandyzowane owoce oraz posiekane migdały (razem: ok. 150-200 g, zależy od preferencji)
  • odrobina szafranu

Mąkę, cukry, sól i zmielone migdały połączyć z pierwszym ciastem. Wyrabiać, dodając kolejno jajka, miód, aromat migdałowy i alkohol. Jako ostatni składnik dodać masło, wyrabiać, aż tłuszcz dobrze się wchłonie i powstanie gładkie, elastyczne ciasto. Jeśli ciasto jest zbyt zwarte, dodać obrobinę wody, jeśli zbyt lepkie, dosypać mąki. Do gotowego, sprężystego ciasta dodać bakalie i szafran, ponownie wyrobić. Odstawić do wyrośnięcia na ok 1 godzinę. Gdy podwoi swoją objętość, wstawić do lodówki na conajmniej godzinę (czas „leżakowania” w lodówce może zostać przedłużony nawet do 12 godzin). Wyjąć ciasto z lodówki i uformować gołębia (hmmm...). Odstawić do wyrośniecia na 1,5-2 godziny. Piec w nagrzanym piekarniku przez 25-30 min. w temp. 170-190°C.

Na wierzch:

  • 30 g masła
  • 50 g cukru pudru
  • 4-5 łyżek mleka
  • 2-3 łyżki amaretto lub likieru migdałowego (można zastąpić rumem)
  • 50 g drobniutko zmielonych migdałów

Masło rozpuścić, wymieszać z cukrem, mlekiem i alkoholem. Podgrzewać przez chwilę na małym ogniu. Lekko ostudzonym syropem polać ciasto (część powinna wsiąknąć w ciasto, część zastygnąć na powierzchni). Następnie całą powierzchnię ciasta posypać zmielonymi migdałami.





Posted in Etichette: | 16 commenti

Pasztet drobiowo-cielęcy

Pasztet robię w każde święta i to zawsze w większej ilości, tak by zostało co nieco i na poświąteczne dni:) Do tego przepisu doszłam metodą prób i błędów, bardzo lubię w nim dodatek śliwek lub wiśni, to nadaje całości bardziej wyrafinowany charakter. Jednak jeśli ktoś zapomni o dodaniu owoców, jak to się zdarzyło niżej podpisanej w tym roku (głowę to ja chyba miałam w chmurach, jak się krzątałam przy tym wypieku...), to nic nie szkodzi, pasztet i tak wychodzi fantastyczny!




Składniki:
  • 30 dag wątróbki drobiowej
  • 30 dag cielęciny
  • dwie kajzerki
  • pół szklanki jogurtu
  • dwa jaja
  • dwie łyżki mąki ziemniaczanej
  • jeden listek laurowy
  • kilka ziaren ziela angielskiego
  • kilka ziaren pieprzu
  • kilka goździków
  • sól
  • pieprz
  • tymianek
  • oregano
  • 2 marchewki
  • 1 koper włoski
  • 1 nać selera
  • sliwki lub wisnie (suszone, konserwowe, z zalewy itp., dowolne w dowolnej ilości)
  • mleko do namoczenia wątróbki i bułek
  • masło do smażenia

Zalać mlekiem watrobke i bułki (osobno). Na patelni rozgrzać masło, podsmażyć cebulę i seler oraz wymoczoną w mleku wątróbkę i cielęcinę. Mięso, bułkę, przyprawy, marchew i koper włoski zemleć razem dwa razy. Do masy dodać pozostałe składniki, wymieszać, doprawić solą i pieprzem. Wrzucić śliwki lub wiśnie, wymieszać. Przełożyć do wysmarowanej masłem i wysypaną bułką tartą formy, włożyć do naczynia z wodą, a całość wstawić do piekarnika nagrzanego do temp. 200 C. Piec godzinę, uzupełniając wodę.




Życzenia na Wielkanoc


Wielkanocny pacierz

Nie umiem być srebrnym aniołem
Ni gorejącym krzakiem
Tyle Zmartwychwstań już przeszło
A serce mam byle jakie.

Tyle procesji z dzwonami
Tyle już alleluja
A moja świętość dziurawa
Na ćwiartce włoska się buja. (...)

I wiem, gdy łzę swoją trzymam
Jak złoty kamyk z procy
Zrozumie mnie mały Baranek
Z najcichszej Wielkiej Nocy.

Pyszczek położy na ręku
Sumienia wywróci podszewkę
Serca mojego ocali
czerwoną chorągiewkę.
ks. Jan Twardowski


Nic dodać, nic ująć...
Do zobaczenia po świętach!

Posted in Etichette: | 12 commenti

Pan di ramerino

... czyli chleb z rozmarynem („ramerino” to dialektyczna wersja słowa „rosmarino”). Według tradycji wywodzącej się ze średniowiecza, "pan di ramerino" był przygotowywany przez mieszkańców Florencji i okolic na obchody Wielkiego Czwartku i Piątku. Ten postny wypiek symbolizował prawdopodobnie Ostatnią Wieczerzę. Dodawanie do chleba rozmarynu wiązało się z kultem Maryjnym, powszechna była bowiem legenda o tym, jak to Maryja w czasie ucieczki do Egiptu zakryła niechcący swoim niebieskim płaszczem kępki rozmarynu, a te pokryły się nagle drobnym, błękitnym kwieciem... Rozmaryn symbolizował więc w tradycji ludowej czystość i niewinność, stąd zwyczaj dodawania go do chleba w okresie wielkopostnym. Smak „pan di ramerino” był ponadto wzbogacany rodzynkami wrzucanymi bezpośrednio do ciasta i odrobiną cukru rozprowadzaną na skórce upieczonego już chleba. Bochenki formowano przeważnie małe i okrągłe. Obecnie w wielu toskańskich piekarniach można kupić taki charakterystyczny "pan di ramerino" przez cały rok, ale jeśli ktoś ma czas i ochotę, może też bez problemu przygotować go w domu. Ja skorzystałam z przepisu nieocenionej Paoletty, chlebki wyszły przepyszne! Grazie, Paoletta!




Składniki:

Na zaczątek:
· 150 g mąki pszennej (najlepiej o zawartości protein 10% i więcej)
· 20 g świeżych drożdży
· 90-100 g wody

Na ciasto właściwe:
· 350 g mąki pszennej
· 150 g rodzynek
· 2 łyżki rozmarynu (najlepiej świeżego, ale można ewentualnie zastąpić suszonym)
· 50 g cukru
· 50 g oliwy
· ok. 140 ml wody

Na wierzch:
· 4 łyżki wody
· 2 łyżki cukru

Przygotować zaczątek: drożdże rozrobić z wodą i mąką, odstawić do wyrośnięcia w temperaturze pokojowej na 70-80 min.
Do oliwy dodać rozmaryn, podgrzewać przez chwilę, wrzucić rodzynki i odstawić do ostygnięcia. Mąkę wymieszać z cukrem, dodać oliwę, rozmaryn i rodzynki. Połączyć z zaczątkiem i wyrabiać ciasto, dodając stopniowo wodę. Gotowe, elastyczne ciasto zostawić do wyrośnięcia na ok. 2 godziny. Następnie formować kuliste chlebki o wielkości 80-100 g każdy. Odstawić ponownie do wyrośnięcia na kolejną godzinę. Posmarować mlekiem\jogurtem\rozbełtanym jajkiem i piec w nagrzanym piekarniku ok 20 min. w temp. 190-200°C, aż chlebki ładnie zbrązowieją. Wierzch każdego pan di ramerino posmarować wodą z cukrem.


Posted in Etichette: , , | 12 commenti

Chleb z serkiem ricotta

Po pierwsze: po raz pierwszy uczestniczę w Weekendowej Piekarni i przyznam się, że troszkę się tym stresowałam, mając w pamięci wszystkie przepiękne chleby upieczone przez weteranki Piekarni; tym niemniej świetnie się bawiłam przy tym wspólnym pieczeniu i postaram się kiedyś ponownie w nim uczestniczyć. Po drugie: mój chlebek ma żółty odcień, bo zwykłą mąkę wymieszałam z „farina di grano duro”. Po trzecie: nie mogłam się powstrzymać przed posypaniem bochenka ziarnami słonecznika, bo dopiero co przyszła paczka z Warszawy i były w niej też różne ziarna, więc same rozumiecie, pokusa była zbyt silna... Po czwarte: piekłam chleb w ceramicznym garnku z pokrywą, dno posypałam płatkami jęczmiennymi, a potem zapomniałam „oczyścić” chleb do zdjęcia, więc bardzo widać ten zabrudzony spód. Po piąte i ostatnie: chlebek był pyszny, zjedliśmy go w try miga!:) Dziekuję za wspólne pieczenie!



Przepis na Chleb z serkiem ricotta podaję za Atinką:

Składniki:
  • 100 g wody
  • 40 g mleka 3,2%
  • 5 g drożdży instant
  • 250 g mąki (w przepisie podana jest uniwersalna)
  • 15 g masła
  • 90 g serka ricotta
  • 5 g soli

Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową.
Wszystkie składniki wymieszać, a następnie przełożyć na omączony blat i wyrabiać przez około 10 minut. Ciasto warto wyrobić ręcznie, całkowicie rezygnując z wyrabiania przy pomocy maszyny. Zagniecione ciasto przełożyć do naoliwionej miski i pozostawić do wyrośnięcia na około 1,5 godziny albo do podwojenia objętości. Wyrośnięte ciasto ponownie przełożyć na omączony blat i uformować z niego bochenek o dowolnym kształcie. Następnie przykryć go ściereczką i pozostawić na kolejną godzinę. Chleb włożyć do piekarnika nagrzanego do 230°C, z parą wodną. Po około minucie zmniejszyć temperaturę do 200°C i piec przez 20-25 minut, aż do momentu, kiedy skórka będzie miała średnio brązowy kolor. Pozostawić do całkowitego wystudzenia.


Posted in Etichette: | 16 commenti

Babeczki waniliowe z jabłkami

Zazwyczaj robię babeczki na słodko z kruchego ciasta, sięgając po starą i sprawdzoną recepturę mojej Mamy. Tym razem jednak skorzystałam z innego przepisu, odłożonego już dawno do wypróbowania i muszę powiedzieć, że efekt jest wielce zadowalający. Babeczki z tego ciasta wychodzą pulchniejsze i mają mniejszą zawartość tłuszczu, a ich smak jest bardziej waniliowy. Nie zamierzam, rzecz jasna, zrezygnować z kruchych babeczek, ale i te stanowią bardzo smakowitą alternatywę. Przepadam też za ich nadzieniem waniliowo-jabłkowym, jest pyszne! Warto je zrobić, szczerze polecam.



Składniki (na ok. 16 babeczek):

Na ciasto:
· 170 g masła
· 120 g cukru pudru
· 125 g jogurtu naturalnego
· 370 g mąki
· 1 jajko
· 1 łyżeczka proszku do pieczenia
· aromat waniliowy
· szczypta soli

Na nadzienie:
· 4 duże jabłka
· 180 g cukru
· cynamon do smaku
· 1 filiżanka kawy espresso
· 125 g jogurtu naturalnego
· 50 g mleka
· 1-2 łyżki mąki ziemniaczanej
· 2 jajka
· aromat waniliowy
· 100 g posiekanych migdałów

Z podanych składników zagnieść ciasto i wstawić je na kilka godzin do lodówki (minimum 1 godz.).
Jabłka obrać, pokroić na cząstki, zasypać 100 g cukru i cynamonem. Dodać kawę i odrobinę wody, podgrzewać na małym ogniu, aż jabłka zmiękną. 80 g cukru rozrobić z jajkami, następnie dodać jogurt, mleko, mąkę ziemniaczaną i aromat waniliowy. Wszystko dobrze wymieszać. Postawić na małym ogniu i cały czas mieszać, aż powstanie masa o konsystencji kremu/budyniu.
Formy do babeczek posmarować tłuszczem i wyłożyć ciastem. Niewielką część ciasta (wielkości piąstki) odłożyć na bok. Do każdej babeczki nakładać nadzienie jabłkowe, a następnie zalewać kremem waniliowym. Wierzch babeczek posypać posiekanymi migdałami oraz malutkimi kuleczkami z ciasta, które pozostało. Piec w nagrzanym piekarniku przez 30-35 min. w temp. 180-200°C.


Posted in Etichette: | 9 commenti

Brutti ma buoni

... czyli włoskie ciasteczka „brzydkie, ale dobre”. Rzeczywiście, nie jest to wypiek, który jakoś szczególnie dobrze się prezentuje, ale jego smak wynagradza wszystko! I na dodatek przepis jest prościutki, wystarczy tylko kilka składników, umiejętne posługiwanie się trzepaczką do piany, 20 minut pieczenia i "eccoci": brzydkie ciasteczka o boskim smaku:) . U mnie w domu te ciasteczka pojawiają się w momencie, gdy mam na zbyciu białka. Niestety, nie przepadam za bezami (wiem, wiem, brzmi to jak herezja, lecz cóż mogę na to poradzić...) i dawno temu szukałam jakiegoś prostego przepisu, który pozwoliłby mi na przetwarzanie białek. "Brutti ma buoni" okazały się strzałem w dziesiątkę. Trzon tych ciasteczek to białka, cukier i posiekane migdały, ale, oczywiście, tę bazę można wzbogacać o inne składniki. W moim ulubionym przepisie (którego autorką jest Danita) pojawiają się też orzeszki pistacjowe i kakao, niektórzy dodają daktyle czy orzechy, ja zazwyczaj dosypuję trochę rodzynek. To kwestia gustu, chodzi przecież o to, by "brutti" stały się naprawdę "buoni":) .





Składniki (na 50-60 sztuk):

· 6 białek
· 40 dkg cukru
· 250 g migdałów
· 250 g orzeszków pistacjowych
· 100 g rodzynek
· 3 łyżki kakao
· 1 cukier waniliowy
· cynamon do smaku

Migdały i orzeszki pistacjowe wrzucić na patelnię i opiekać przez kilka minut (uwaga: nie przypalić!). Zdjąć z ognia, wymieszać z rodzynkami, posiekać. Białka ubić na sztywną pianę i delikatnie wymieszać z posiekanymi bakaliami i pozostałymi składnikami. Powinna powstać dość zwarta, chropowata masa (jeśli, przez przypadek, jest za rzadka, można ją zagęścić odrobiną mąki). Blachę wyłożyć papierem do pieczenia i łyżką kłaść na niej porcje masy. Po uformowaniu ciasteczek, wstawić blachę do piekarnika i piec ok. 20 min. w temp. 170-180°C.

Moje uwagi: jeśli dodamy mniej bakalii, ciasteczka będą miały dość gładką powierzchnię. Dodanie większej ilości bakalii sprawia, że brutti ma buoni stają sie bardziej chropowate. Użycie rodzynek czy daktyli powoduje, że ciasteczka są bardziej wilgotne w środku, jeśli natomiast wyeliminujemy te składniki, to ciasteczka staną się bardziej suche. Nie należy ich piec ani zbyt długo, ani w zbyt wysokiej temperaturze, bo inaczej zamienią się w kamień. Można je długo przechowywać w metalowej puszce.


I jeszcze jedno: do zamieszczenia tego przepisu skłoniła mnie, a raczej zainspirowała, lektura wpisu na blogu Kuchnia nad Atlantykiem o słodkich krajobrazach toskańskich. W toku refleksji o urokach Toskanii pada też nazwa brutti ma buoni i tak sobie pomyślałam, że warto pokazać te moje brzydactwa i wprowadzić je na salony:) . Bo chociaż brzydkie, to są naprawdę dobre.



Posted in Etichette: | 10 commenti