Łańcuszek

Dzięki Dziwnograjowi i ja znalazłam sie w gronie ustrzelonych. Jak już wszyscy pewnie wiedzą, zasady łańcuszka są następujące :

1. Podaj link do blogu osoby która Cię ustrzeliła.
2. Zacytuj u siebie zasady zabawy.
3. Napisz sześć rzeczy o sobie.
4. ''Ustrzel'' następnych sześć osób.
5. Uprzedź wybrane osoby, zostawiając komentarz na ich blogu.



Sześć rzeczy o mnie? No to posłuchajcie:

· Moją największą pasją jest chyba nie gotowanie, a czytanie. Czytam odkąd pamiętam, jako czterolatka pochłaniałam już pierwsze książki. Z niecierpliwością czekałam też na pójście do szkoły, którą uważałam za raj dla małych czytelników. Życie szybko zweryfikowało moje poglądy: na początku pierwszej klasy zaprowadzono nas do biblioteki, wyjaśniono, do czego służą książki i każdemu wciśnięto po jednym małym woluminie. Moja lektura nosiła tytuł „Jak Wojtek został strażakiem”, przeczytałam ją na dużej przerwie (sobie po cichu i na głos sobie kilku zainteresowanym osobom), po czym w czasie następnej pauzy wkroczyłam do biblioteki i grzecznie poinformowałam, że zwracam książkę i proszę o wypożyczenie kolejnej. I tu nastąpił dramat:): panie bibliotekarki mi nie uwierzyły, powiedziały, że brzydko oszukiwać, że książka jest nie do oglądania obrazków, tylko do czytania i że mam wrócić, jak naprawdę ją przeczytam; następnie elegancko wyrzuciły mnie z biblioteki.
W tym momencie przestałam lubić szkołę i w takim stanie ducha dotrwałam aż do matury:)



· Bardzo lubię oglądać filmy, ale nie cierpię, jak mi ktoś przeszkadza. Jako nastolatka przechodziłam m.in. fazę westernową, z czego mój Tata bardzo się nabijał. Któregoś wieczoru usadziłam się przed telewizorem, zaczyna się western, a tu wchodzi mój Ojciec, zauważa czołówkę, otwiera usta, by zacząć się nabijać, ale ja widzę już te galopujące konie na horyzoncie, więc tylko macham ręką i syczę z pasją przez zęby: „Cicho! Jadą!” Mój rodzic dostał ataku śmiechu – i od tamtej pory, ilekroć zaczynałam oglądać film, mój Tata stawał mi za plecami i mówił scenicznym szeptem: „Cicho! Jadą!”… I tak stworzyłam jedno z najbardziej żywotnych powiedzonek rodzinnych:)

· Z oglądaniem filmów wiąże się temat mojej pierwszej randki. Jak miałam 17 lat (to chyba późno, jak na dzisiejsze czasy, ale byłam bardzo nieśmiała w relacjach męsko-damskich), to po raz pierwszy zostałam zaproszona do kina przez adoratora. Niestety koleś przez cały film z uporem maniaka częstował mnie cukierkami, nie pozwalając mi się skupić na fabule filmu… Rzecz jasna, bardzo mnie tym zirytował i już nigdy się z nim nie umówiłam.

· W wieku 18 lat miałam już innego adoratora, bardzo fajnego chłopaka, tyle że, niestety, wielbiciela opery (pisze niestety, bo ja za operą nie przepadam). Szybko się zorientowałam, że mój kawaler naprawdę się we mnie zakochał, podczas gdy ja ze zgrozą odkryłam, że prócz czystej sympatii nic do niego nie czułam. Postanowiłam mu to wyznać bohatersko i szczerze. Ale moment wybrałam kretyński: na przerwie po drugim akcie opery „Nabucco” rozmówiłam się z chłopakiem, on był zdruzgotany, ja zakłopotana i zawstydzona – i w tej krepującej sytuacji przesiedzieliśmy następne akty opery. Na scenie Żydzi z Babilonu zawodzili wzruszająco „Va', pensiero, sull'ali dorate...”, kawaler wyłamywał palce, a ja obgryzałam paznokcie cała zdenerwowana i mówiłam sama sobie: „Anka, jakaś ty głupia i podła…” Ilekroć idę do opery, przypomina mi się ta scena i wstydzę się, że nie rozegrałam tego inaczej. Nie dziwota, że chadzam rzadko do opery:)

· A po tych wspominkach na koniec pochwalę się, że mam nie tylko tytuł magistra, ale i doktora nauk humanistycznych – zawsze to jakaś satysfakcja:). Jakoś tak się jednak złożyło, że do niczego nie jest mi to w życiu potrzebne:)

I to by było na tyle. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, ale nikogo innego nie ustrzelę, bo wydaje mi się, że wszyscy już zostali ustrzeleni…

Posted in Etichette: |

3 commenti:

  1. Gosia Oczko Says:

    Ha! nie dość, że Anka, to jeszcze doktor! ;))

  2. Agata Chmielewska (Kurczak) Says:

    a ja tu się chwaliłam, zem mgr obroniła ;p

  3. Konsti Says:

    A bo magister, Aga, to najtrudniejsze wyzwanie, a potem to juz z gorki:)
    Zemifroczka, owszem, doktor ci ja, doktor, ale na szczescie nie medycyny, przynajmniej ludziom krzwydy nie czynie:)
    Pozdrawiam.